środa, 26 listopada 2014

Mark Danner „Masakra w El Mozote. Opowieść o deprawacji władzy”

Mark Danner, Masakra w El Mozote, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Pomnik ofiar masakry w El Mozote. Credit Line: Ernesto Zelaya
„Oni nie zginęli, są z nami, z tobą, z całą ludzkością”[1].

Salwador to maleńki górzysty kraj w Ameryce Środkowej. W latach 1980 – 1992 przetoczyła się przezeń krwawa wojna domowa pomiędzy siłami reżimu i lewicowej partyzantki. 11 grudnia 1981 roku szkolony i finansowany przez Stany Zjednoczone Ameryki batalion Atlacatl – noszący imię legendarnego indiańskiego wodza walczącego z hiszpańską konkwistą i będącego symbolem męstwa i waleczności – w ramach tzw. polityki spalonych pól dokonał w osadzie El Mozote i kilku innych okolicznych miasteczkach eksterminacji ludności cywilnej.  W okrutny sposób wymordowano tam wszystkich  mieszkańców a jednak przez wiele lat mało kto o tym wiedział. Ofiary tej krwawej łaźni w nieskończoność oczekiwały nie tyle na zadośćuczynienie krzywdzie, co w ogóle uznania ich istnienia.
Reportaż  Marka Dannera opowiada o tym krwawym incydencie i mechanizmach, które doprowadziły do jego zatuszowania. Książka jest podzielona na dwie części: pierwsza z nich to reporterska opowieść, druga to zbiór dokumentów – przedruków artykułów prasowych, fragmentów zapisów wystąpień  w Kongresie USA, raport Komisji Prawdy ONZ w sprawie masakry w El Mozote z listą ofiar, odtajnione po latach dokumenty rządowe.

Mark Danner, Masakra w El Mozote, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Ruiny budynku w El Mozote, Morazan, El Salvador.
Nie jest to lektura dla osób wrażliwych, bo chociaż Danner nie epatuje okrucieństwem i skupia się raczej na przyczynach, które doprowadziły do tej wojskowej operacji i procedur, które spowodowały  jej zatajenie, to jednak przytacza swoje rozmowy z bezpośrednimi uczestnikami tamtych wydarzeń, a ich wspomnienia budzą dreszcz grozy.

Mimo że niedługo po masakrze na miejscu zdarzenia pojawili się dziennikarze a w prasie ukazały się na temat tego mordu obszerne artykuły udokumentowane makabrycznymi zdjęciami, to sprawę wyciszono - rząd Salwadoru zaprzeczył faktom, a  reporterów uznano za lewackich sympatyków zmanipulowanych przez salwadorskich komunistów. Sprawiedliwość poległa w zimnej wojnie. Prawa człowieka ustąpiły strachowi przed czerwoną zarazą. Stany Zjednoczone finansujące rządowe wojska Salwadoru tak bardzo obawiały się tego, że tuż pod ich bokiem, obok sandinistowskiej Nikaragui, wyrośnie salwadorska komunistyczna enklawa, że wolały przymknąć oko na te doniesienia. W przeciwnym wypadku musiałyby wstrzymać finansową pomoc dla Salwadoru, co prawdopodobnie skutkowałoby zwycięstwem lewicowej partyzantki.

„[…] Reagan podpisał poprawkę Kongresu do ustawy o pomocy dla zagranicy, która zobowiązywała prezydenta, by »zaświadczył«, że rząd Salwadoru »podejmuje zorganizowane i poważne wysiłki służące przestrzegania uznanych przez społeczność międzynarodową praw człowieka« oraz »zdobywa znaczną kontrolę nad wszystkimi elementami własnych sił zbrojnych w celu położenia kresu powszechnym torturom i mordom dokonywanym na obywatelach Salwadoru przez te siły«.

W razie gdyby do Kongresu do 29 stycznia nie wpłynęło takie zaświadczenie i nie zostało przekonująco uzasadnione, wszelkie fundusze oraz wszelka pomoc dla Salwadoru uległyby natychmiast zawieszeniu”[2].

Credit Line: musicasalingus
Taką certyfikację miał właśnie podpisać prezydent, kiedy doszło do ludobójstwa. Nie mógłby, gdyby uznano zaszłe zdarzenia za prawdziwe. Zamknięto więc oczy na fakt,  że salwadorscy żołnierze w bestialski sposób wycięli w pień wszystkie żywe istoty w El Mozote: mężczyzn, kobiety i dzieci. Kiedy zabrakło ludzi do zabijania szlachtowali zwierzęta. Z miasteczka pozostały jedynie splamione krwią zgliszcza. Jedyna, cudem ocalała z masakry kobieta - Rufina Amaya, matka czwórki dzieci wciąż wspomina:

„»Słyszałam, jak płaczą dzieci. Słyszałam moje własne dzieci. Kiedy późną nocą było po wszystkim, porucznik kazał żołnierzom podpalić zwłoki. Wśród nocy płonął wielki ogień«”[3].

W raporcie Komisji Prawdy zatytułowanym »Od szaleństwa do nadziei: 12 lat wojny w Salwadorze« z 1993 roku możemy przeczytać:

„[…]spośród stu czterdziestu trzech ciał zidentyfikowanych w postaci szczątków ludzkich wszystkie, z wyjątkiem dwunastu, należały do dzieci poniżej dwunastego roku życia i był wśród nich co najmniej jeden płód, odnaleziony między kośćmi miednicznymi osoby dorosłej”[4].

Umarli doczekali w końcu uznania ich za ofiary bestialskiego mordu, ale ich oprawcy nigdy nie ponieśli żadnej kary. Kiedy Komisja Prawdy opublikowała swój raport, rząd Salwadoru ogłosił powszechną amnestię. Tylko jeden człowiek, zapłacił za tę zbrodnię. Domingo Monterrosa – dowódca Atlacatl, zginął w odwecie, w zamachu partyzantów. Fragmenty wysadzonego w powietrze helikoptera przewożącego człowieka, który prawdopodobnie zaplanował tamtą akcję i wydał  rozkaz rzezi można zobaczyć w Perquín, obok starej siedziby radia partyzanckiego »Radio Venceremos«, gdzie dziś mieści się muzeum.

Mark Danner, Masakra w El Mozote, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Resztki helikoptera w Perquin
„Na zewnątrz, przed budynkiem, obok dobrze zachowanego krateru po bombie, otoczonego starannie utrzymanym ogrodzeniem z kamieni i kwiatów, za mosiężną tablicą stoi dramatycznie powykręcany i spalony stalowy korpus. Jak można usłyszeć od miejscowych, są to pozostałości po śmigłowcu, który pewnego pięknego dnia wybuchł w powietrzu. Tak się składa, że to najczulej hołubiony pomnik w całym departamencie”[5].

Nie jestem mściwa, ale przeczytałam te słowa z równie wielką satysfakcją,  z jaką, mam wrażenie, pisał je ich autor.


Mark Danner, Masakra w El Mozote, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Mark Danner
"Masakra w El Mozote"
- - -
[1] Napis na pomniku ofiar masakry w El Mozote.
[2] Mark Danner, „Masakra w El Mozote. Opowieść o deprawacji władzy”, przeł. Krzysztof Umiński, Wielka Litera, 2013, s.102.
[3] Tamże, s.196.
[4] Tamże, s. 175.
[5] Tamże, s.177.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz